Zgodnie ze strategią rozwoju agroholdingu KSG Agro, hodowla trzody chlewnej jest jednym z dwóch priorytetowych obszarów rozwoju wraz z uprawą roślin. Historia hodowli trzody chlewnej KSG rozpoczęła się w 2011 r., kiedy agroholding nabył 50% udziałów w kompleksie hodowlanym we wsi Nywa Trudowa (rejon apostołowski, obwód 1 grudnia 2015, Wojciech Petera Hodowcy trzody chlewnej przecierają oczy ze zdumienia, widząc, jakie ceny oferuje się im w skupach za tuczniki. Żywiec w skupach zaczyna się już nawet od 3,30 zł/kg, a maciory od 1,80 zł/kg. – Tak źle to jeszcze nie było. Naszych kabanów nikt nie chce, bo na rynku pojawiły się znacznie tańsze świnie z Finlandii. A my nie możemy przecież sprzedawać poniżej kosztów produkcji. Dlaczego tak się dzieje nikt nie potrafi nam wytłumaczyć, a na dodatek, chyba żeby nas rozdrażnić, ministerstwo daje dotacje na rozbudowę chlewni. To skandal, żeby Polska z eksportera trzody chlewnej – jednego z największych w Europie – stała się w krótkim czasie jej importerem – pomstuje Leszek Kolaska, hodowca z Kociewia na Pomorzu. Naszych kabanów nikt nie chce, bo na rynku pojawiły się znacznie tańsze świnie z Finlandii. Inni hodowcy w całym kraju są podobnego zdania. I pukają się w głowę, jak mogli dopuścić do sytuacji, w której, aby kupić prosięta z polskiej hodowli, trzeba się dobrze naszukać. Wszędzie oferują duńskie. – Wprawdzie kiedyś były też lepsze i gorsze czasy, ale nigdy jeszcze nie było tak źle jak teraz. Nie dosyć, że niska cena to jeszcze ten Afrykański Pomór się przyplątał i na wschód nie można eksportować – narzekają hodowcy. W Polsce z roku na rok spada produkcja trzody chlewnej. Jak podaje GUS, pogłowie trzody chlewnej w kraju w dniu 1 czerwca br. wyniosło 11,64 mln i było o 84 tys. sztuk mniejsze niż przed rokiem. Co będzie dalej?
Rasy ojcowskie trzody chlewnej. Rasy ojcowskie powinny charakteryzować się bardzo dobrymi cechami tucznymi i rzeźnymi, ale także; Szybkim tempem wzrostu. Dobrym wykorzystaniem paszy. Dużą zawartością mięsa w tuszy i małym otłuszczeniem. Łatwością w adaptacji do zmian środowiska. W Polsce najczęściej hodowane są 4 rasy
Do historii przeszły czasy, gdy gospodarz jednocześnie hodował różne gatunki zwierząt, a po chlewni krzątały się kury. Druga dekada XXI wieku to nowoczesne rozwiązania w hodowli, nasycenie elektroniką i wykorzystywanie przez farmerów takich urządzeń jak ultrasonograf weterynaryjny. Coś, co kiedyś było domeną specjalistów wyszło z salonów i trafiło pod przysłowiowe strzechy. Własny ultrasonograf w hodowli. Jakie ma zalety? Posiadanie przenośnego i prostego ultrasonografu to przede wszystkim kontrola nad procesem urodzin. Pozwala szybko wykryć ciężarne sztuki w stadzie i monitorować na bieżąco przebieg ich ciąży. Dzięki ekspresowej ocenie stanu zwierzęcia, hodowca zyskuje narzędzie, które pozwoli skuteczniej zarządzić procesem rozrodu oraz wyodrębni te samice, które nie są ciężarne i pozwoli temu zaradzić. Takie działania potrafią znacząco wpłynąć na wyniki hodowli a co za tym idzie podnieść jej opłacalność. Ważnym argumentem przemawiającym za posiadaniem przenośnego ultrasonografu i jego zaletą jest fakt, że minimalizujemy ryzyko przenoszenia się chorób i wirusów między hodowlami. Żyjemy w czasach, gdy co chwila słyszy się o wszelakiego typu chorobach zwierząt, które dotkliwie wpływają na wyniki hodowli. Bioasekuracja to istotna kwestia, mająca ogromne znaczenie we współczesnej i nowoczesnej hodowli. Posiadaniem ultrasonografu zachwyceni będą również ci hodowcy trzody chlewnej, którym loszka nie wyprosi się do końca i odkryją przy użyciu USG, że ich hodowla powiększy się o dodatkowe sztuki. Hodowca, dzięki posiadaniu takiego aparatu ultrasonograficznego, uniknie też problemów poporodowych powstałych z faktu nie urodzenia się wszystkich młodych. Ultrasonograf w hodowli trzody, jakie mamy wybory? Zwykło się uważać, że ultrasonograf to urządzenie stacjonarne, które stoi w klinikach i wymaga specjalistycznej wiedzy oraz doświadczenia. I owszem, często tak jest ale nowoczesny hodowca znajdzie rozwiązania, które w pełni zaspokoją jego potrzeby i nie będą skomplikowane w obsłudze. Naprzeciw potrzebom takiego hodowcy wychodzi polska marka – DRAMIŃSKI – producent wielu interesujących i przydatnych urządzeń w nowoczesnym przedsiębiorstwie rolnym. Jednym z nich jest przenośny i prosty w obsłudze ultrasonograf SonoFarm Mini. To urządzenie posiada podstawowe i zarazem najważniejsze funkcje potrzebne do zdiagnozowania ciąży u świń. Ponadto cechuje się niezwykle prostą i intuicyjną obsługą oraz łatwością interpretacji obrazu. Jest to urządzenie o niewielkich gabarytach i zasilane jest niezwykle wydają baterią, która wystarczy na ponad sześć godzin pracy bez zasilania sieciowego. Ultrasonograf w hodowli małych przeżuwaczy. Czy warto? DRAMINSKI SonoFarm mini został zaprojektowany do łatwego wykonywania szybkiej diagnostyki ciąży przy użyciu sondy abdominalnej (przez powłoki skóry) u małych przeżuwaczy, świń, kóz i owiec. Dzięki temu poręcznemu urządzeniu błyskawicznie zdiagnozujesz, które samice w twoim stadzie są ciężarne a którym musisz poświęcić więcej uwagi. To urządzenie pozwoli ci zoptymalizować czas i procesy oraz podjąć odpowiednie decyzje, które znacząco i pozytywnie wpłyną na wyniki ekonomiczne hodowli. Więc wracając do pytania czy warto posiadać ultrasonograf weterynaryjny w hodowli (?) – zdecydowanie TAK! Wybierz SonoFarm mini i zoptymalizuj wyniki ekonomiczne w twoim gospodarstwie. Główna gałąź produkcji to hodowla trzody chlewnej, w cyklu zamkniętym, w oparciu o stado podstawowe liczące 80 loch. W 2003 roku mieli już system ściołowy. - W 2009 roku, jak zdałem maturę, wybudowaliśmy porodówkę - opowiada hodowca. Pierwsze budynki były na rusztach, potem zaczęli przerabiać wszystkie obiekty. Jeżeli chodzi o horrory, jestem dyletantem. Umiem rozpoznać, ale w subtelnościach gatunku tak średnio się orientuję. Gdy więc trafiłem kiedyś na kategorię „body horror”, zacząłem się zastanawiać, jakiż to zdeprawowany umysł poświęcałby całe książki (lub opowiadania) opisom niszczonych, deformowanych, przechodzących mutacje ludzkich ciał? Dlaczego ktoś miałby o tym czytać? Czy tylko i wyłącznie, by dać upust chorym fantazjom i potrzebom? Kiedyś tak mi się wydawało. No ale mi się wiele wydawało kiedyś i wciąż się uczę nieufności w stosunku do moich oczekiwań. Po książkę sięgnąłem przypadkiem, bez wcześniejszych założeń najmniejszych, bez znajomości innych dokonań autora. Daję zawsze pierwszeństwo tekstom, nie autorom. Kobieta z fatalną fryzurą, deformującymi twarz okularami, z wyeksponowanym imponującym biustem poluje na autostopowiczów. Dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeżeli takowy nie ma rodziny, znajomych, nie wydaje się być chorym, kobieta wstrzykuje mu truciznę i uprowadza na farmę, gdzie hoduje się ich na mięso. Zapakowane mięso trafia do odbiorców, którzy nie są ludźmi. Tak to wszystko w największym skrócie wygląda i odsłania się przed czytelnikami mniej więcej po 1/3 książki. Nie chodzi więc o typowe powolne odkrywanie tajemnicy, która dopiero na ostatnich stronach książki ma ogłuszyć odbiorcę. Nie. Chodzi raczej o nieustanne trzymanie tego garnka na wolnym ogniu. Czytelnik nawet nie zauważy, że się ugotował. Powieść oferuje kilka cudownie intrygujących pytań, które brzmią na pozór tylko jednoznacznie. W większości powieści grozy ofiarami najczęściej padają osobnicy słabsi od mordercy/porywacza/potwora. Bezradna i bezsilna ofiara potęguje strach. Tutaj jest odwrotnie – łupem padają bez wyjątku silni, umięśnieni, wysportowani mężczyźni, którzy przypadkowo znaleźni się na poboczu drogi szybkiego ruchu, licząc na uśmiech losu. Co może niepokoić? Odczytałem to natychmiast jako metaforę końca tradycyjnie rozumianego patriarchatu. To właśnie ten męski typ zawieszający wzrok na odsłoniętym dekolcie musi w końcu zostać pożarty przez siły, których nie rozumie lub je fałszywie interpretuje. A z drugiej strony może to być po prostu przestroga, by nie jeździć autostopem? Sama hodowla samców, których mięso ma trafić na stoły bogatych „obcych” to nic innego jak sprytnie odwrócony obraz mechanizmów przemysłu spożywczego, który opierając się na truchłach zabitych świń, krów, kur i gęsi dostarcza ludziom jedzonka na obiad. Wiem, że chwyt jest prostacki i ograny (co by było, gdyby to ludzi podawano z ziemniakami i sałatką?), ale Faber pisze o tym w wyjątkowo beznamiętny sposób przyjmując nie ludzką, ale konsumencką perspektywę. Brzmi to jak moralitet stworzony na potrzeby wojujących wegetarian, co jednak nie powinno odpychać. Nie ma w tym za grosz taniego sentymentalizmu lub tendencji. Pisarz na dodatek zawiesza tradycyjnie rozumiane rozróżnienie natury ontologicznej. Człowiekiem nazywany jest ten, kto po prostu stoi wyżej na drabinie rozwoju. Tak więc gdyby psy, koty lub konie były inteligentniejsze od nas, to one automatycznie stałyby się ludźmi. Nasza umiejętność pisania, konstruowania prostych mechanizmów, noszenie ubrań wcale nie czyni z nas korony stworzenia. Hodujących nas w klatkach „obcych” nie wzruszą niezgrabne próby porozumienia, bełkoty obciętych języków lub skreślone na klepisku słowo „litości”. Czy Faber nie stara się zabrać głosu w dyskusji o tym, czy nie nadać statusu równego człowiekowi tym istotom, które potrafią się z nami porozumiewać? W czym są gorsze od nas orangutany czy szympansy? Dlaczego trzymamy je w klatkach? A czy gdy na niebie pojawi się pojazd kosmiczny z „wyższymi i lepszymi” od nas, to wtedy ludzie spadną do poziomu zwierząt? Hodowlanych? Jedyny „obcy”, który upomina się o godność zwierząt (czyli nas, homo sapiens), robi to niejako z przekory, buntuje się przeciwko starszym, ale jego opór ma w sumie dość kabotyński wymiar a la Zbyszek Dulski znany z dramatu Zapolskiej. Wychodzi więc na to, że wszelki bunt zawsze skażony jest egoistyczną potrzebą bycia po prostu innym. Potrzebą, z której po prostu się wyrasta. Na koniec muszę wspomnieć o nieopuszczającym czytelników ani przez moment depresyjnej klaustrofobicznej atmosferze. Bohaterką jest już wspomniana wcześniej młoda dziewczyna, której całym sensem życia jest ciężka praca. Faber precyzyjnie rekonstruuje niemal pustelnicze życie istoty, która musi przynajmniej sprawiać wrażenie człowieka, by oszukać swoje potencjalne ofiary. Dziewczynie wystarczy stare zakurzone łóżko, cieknący prysznic, jeden komplet ubrań, miniaturowy telewizor i samochód. Jako nie-człowiek niczego więcej nie potrzebuje. Ale… jeśli popatrzymy na nią jak na jeszcze jedną sezonową robotnicę lub sprzątaczkę, która trafiła do „lepszego” miejsca, by odmienić swój uchodźczy los i nie odmienia go nawet o jeden procent? I pomyśleć, że zabierałem się za tę książkę jak za pierwszy z brzegu horror z pewnymi ambicjami. W tej sytuacji hodowcy trzody mogą wystąpić z wnioskiem. Byle szybko Gdy hodowcy trzody chlewnej znajdą się w wyznaczonej urzędowo strefie związanej z wystąpieniem ASF, a muszą jednocześnie przestrzegać warunków uzyskanej pomocy na inwestycje, mogą zwrócić się o "ulgę" do Agencji Wydajność hodowli trzody chlewnej rośnie znacząco wraz z poprawą warunków utrzymania i dobrostanu. Takie podejście pomaga też zadowolić konsumentów, którzy coraz bardziej martwią się o pochodzenie żywności i dobrostan zwierząt, z jakich się ją produkuje. W tym celu podejmuje się obecnie sporo prac badawczych dotyczących optymalnych warunków utrzymania zwierząt. Praktyki produkcyjne, stosowanie leków, bezpieczeństwo biologiczne, systemy żywienia, transport i standardy dotyczące dobrostanu muszą być zgodne przynajmniej ze standardami minimalnymi w hodowli. Szczęśliwe świnie w Chalala Farms Na farmie Chalala Farms w Południowej Afryce bada się optymalne warunki hodowli trzody chlewnej. Naukowcy pracujący na tej doświadczalnej farmie wypraktykowali, że dojrzałe osobniki radzą sobie najlepiej w temp. 18-20ºC i wilgotności 60-80%. Mogą tolerować temp. do 25ºC, ale większe mają już negatywny wpływ na wzrost, rozmiary miotów, a nawet liczbę martwych urodzeń. Wykorzystuje się tu wentylację wymuszoną, aby obniżyć temperaturę i równomiernie rozprowadzać powietrze w budynkach. Dojrzałe świnie są utrzymywane w stałej temp. 23ºC. Nie są wymagane urządzenia grzewcze, bo warunki klimatyczne w Afryce rzadko tego wymagają. Jedynie prosięta trzeba dogrzewać promiennikami podczerwieni w kojcach porodowych, stawianymi ok. 50 cm od loch, by nie przegrzewać samic. Temperatura jest zwiększana i utrzymywana na poziomie 29°C, gdy prosięta wchodzą do samodzielnych jednostek, a potem zmniejsza się ją o 0,5 a 1ºC na tydzień, w czasie ich 7-tygodniowego chowu. Prosięta przeznaczone do remontu stada zostają w specjalistycznym zamkniętym obiekcie, a osobniki selekcjonowane na rynek, idą do oddzielnego działu jako zwierzęta rzeźne i są sprzedawane po 21 tyg. Obsada w zagrodach warchlaków wynosi 0,35 zwierząt/m2, a w zagrodach hodowlanych 0,95 zwierząt/m2. Zarządzanie zdrowiem i zapobieganie chorobom W Chalala Farms podejmuje się wszelkie możliwe środki ostrożności, by świnie były w dobrym zdrowiu i kondycji. Ma to zapewnić maksymalnie wysoką wydajność hodowli trzody chlewnej. Dojrzałe świnie stoją na stropach betonowych, a warchlaki i młodzież na plastikowych listwach. Spadające przez nie odpady zbierają się pod spodem i trafiają do oczyszczalni obornika. Potem są wykorzystywane jako nawóz pod uprawy ziarna na paszę dla świń. Plastikowe listwy podłogowe są cieplejsze i wygodniejsze dla młodych zwierząt. Maciory trzymane są na żeliwnych listwach w kojcach porodowych, bo ich cielska są już zbyt ciężkie dla podłoża z plastiku. Wszystkie urządzenia są czyszczone, dezynfekowane i suszone po opuszczeniu zespołu przez świnie, a przed wprowadzeniem nowej partii. Koryta do karmienia są regularnie spłukiwane wodą. Woda dostarczana do gospodarstwa jest testowana dwa razy w roku pod względem jakości. W całym zakładzie produkcyjnym utrzymywana jest rygorystyczna ochrona biologiczna i kontrola dostępu, a obszary produkcyjne podzielono na strefy, co ma zapobiegać wprowadzeniu i rozprzestrzenianiu się ewentualnych chorób (np. świński zespół rozrodczo-oddechowy i choroby endemiczne, jak afrykański pomór świń i pryszczyca). Każdy obiekt wchodzący i wjeżdżający jest obowiązkowo dezynfekowany. Wszyscy muszą też korzystać z wyznaczonych tras technologicznych pomiędzy jednostkami produkcyjnymi, by choroby nie przenosiły się z jednostki do jednostki. Gospodarstwo corocznie przechodzi audyt sprawdzający przestrzeganie wymogów bezpieczeństwa biologicznego i dobrych praktyk zarządzania. Co najmniej co drugi miesiąc monitorują je w tym celu państwowi lekarze weterynarii. Świnie są też szczepione przeciw chorobom, na parwowirusy, leptospirozę, Escherichia coli, cirkowirusy. Antybiotyki i inne leki stosuje się wyłącznie u osobników chorych. Reżim karmienia Zwierzęta otrzymują racje żywnościowe ustalane przez dietetyka i dostosowane do swej fazy produkcyjnej (zindywidualizowana ilość paszy na podstawie kondycji). Produkcyjna wydajność hodowli trzody chlewnej jest tu mierzona podczas i po sztucznej inseminacji oraz 8 tyg. później. Lochy są oznaczone elektronicznie, a podajnik odczytuje ich etykietę i zadaje prawidłową ilość paszy. Specjalny program komputerowy ostrzega przy tym, które zwierzęta jedzą za mało. Świnie są inteligentne i uczą się korzystać z tych tras karmienia zwykle w ciągu jednego dnia. Prosięta mają delikatne układy trawienne, przez co są podatne na problemy żołądkowo-jelitowe. Podczas gdy na farmach odsadza się je zwykle od matki po 21 dniach, to w Chalala Farms dopiero po 28 dniach. Zmniejsza to szok odsadzenia oraz zapewnia lepsze zdrowie i mocniejszą budowę. Prosięta nie potrafiące ssać i nie otrzymujące wystarczającej ilości mleka od matek, są identyfikowane w kojcach porodowych i karmione indywidualnie. Do racji pokarmowych starszych prosiąt dodaje się kwasy organiczne, co pomaga równoważyć poziom pH żołądka i uodparnia na bakterie. Bibliografia: 1. Kriel G., Happy pigs make for good business, Farmer’s Weekly, ( r.) 2. Phillips L., Investing in animal welfare pays off for German piggery, Farmer’s Weekly, ( r.) Redakcja Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj Do tego wyrównują się one pomiędzy strefami ASF - mówi Bartosz Czarniak, hodowca świń w cyklu zamkniętym i rzecznik prasowy Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej POLSUS. Hodowcy świń , zdaniem Bartosza Czarniaka, obecnie maksymalne za kg w klasie E poubojowo mogą otrzymać 8,60 zł netto. Wielkość gospodarstwa - 120 ha. Struktura upraw: rzepak - 25 ha, pszenica - 35 ha, pszenżyto - 15 ha, kukurydza - 25 ha, jęczmień jary - 20 ha. Hodowla zwierząt zarodowych w gospodarstwie jest prowadzona od dwóch pokoleń. Hodowla trzody chlewnej oparta na lochach ras: wbp, pbz, duroc i pietrain. Stan loch - średnio 140 sztuk. Rodzaj produkcji - knury oraz loszki. Pasze dla zwierząt są przygotowywane z własnych zbóż z dodatkiem koncentratów i soi. Dla potrzeb hodowli rocznie dokupuje się około 150-200 ton zbóż paszowych. Knury czystorasowe i mieszańcowe ok. 200 sztuk rocznie oraz loszki hodowlane ok. 500 sztuk rocznie rozprowadzane są do stad zarodowych i towarowych województwa kujawsko-pomorskiego oraz województw sąsiednich. Produkcja tuczników prowadzona jest w systemie PQS. Budynki chlewni są w pełni przystosowane do najnowszych wymogów chowu i hodowli świń. Gospodarstwo wyposażone jest w najnowszy sprzęt do upraw polowych. Hodowca od wielu lat uczestniczy w regionalnych wystawach zwierząt hodowlanych w Minikowie i Żninie zdobywając puchary za tytuły czempionów i wiceczempionów. W roku 2013 hodowca otrzymał tytuł Krajowego Wicemistrza Agroligi. . 757 370 254 15 180 386 246 719

hodowca trzody chlewnej dawniej